20 czerwca minie 5 rocznica śmierci ks. prałata Michała Józefczyka poniżej publikujemy  wspomnienie o ks. Michale Ks. Stanisława Haręzgi naszego rodaka, które ukarze się w najbliższej Dębinie.

Zawsze w drodze do ludzi – ks. Stanisław Haręzga

Wspomnienie o śp. ks. Michale Józefczyku Cieszę się możliwością podzielenia się wspomnieniami o ks. Michale Józefczyku w piątą rocznicę jego śmierci. Był przecież moim rodakiem z Krościenka Wyżnego, starszym kolegą z podstawówki i przemyskiego Seminarium Duchownego. Choć w kapłaństwie nie utrzymywaliśmy bliższych relacji i nie łączyła nas nić przyjaźni, jako świadek jego życia chcę potwierdzić, że był to wyjątkowy i niezwykły ksiądz. Na tę jego niezwykłość wpłynęły zarówno jego osobiste predyspozycje, jak również historyczne realia i uwarunkowania, w których przyszło mu żyć i realizować swoje kapłańskie powołanie. Nie byłoby jednak tak pięknego i owocnego życia i posługi kapłańskiej ks. Michała, gdyby nie jego głęboka relacja z Jezusem Chrystusem i żywe uczestnictwo w pasterskiej miłości swego Mistrza i Pana.

Po ludzku sądząc, u początku jego życiowej drogi nic nie zapowiadało tak nadzwyczajnego i niebotycznego końca. W szkole podstawowej Michał nigdy nie był prymusem, gdyż zawsze był bardziej chętny do innej aktywności niż do nauki. Jednak w oczach dyrektora szkoły pana Tadeusza Jaworskiego miał dobrą opinię, na co duży wpływ miała jego gra na flecie w szkolnej orkiestrze. Ponieważ Michał był ode mnie starszy o trzy lata, nie miałem więc okazji, by stać się jego bliższym kolegą. Nie przyczyniły się też do tego nasze kontakty w ramach przynależności do parafialnego koła ministrantów. W służbie ministranckiej Michał niczym  się nie wyróżniał i nie sprawiał wrażenia kogoś wyjątkowego.

Nasze życiowe drogi bliżej zetknęły się dopiero wówczas, kiedy spotkaliśmy się w Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu, by realizować swoje powołania do kapłaństwa. Michał zaczął to czynić wcześniej, wstępując w 1960 roku do Niższego Seminarium Duchownego księży Michalitów w Miejscu Piastowym. W okresie od sierpnia 1962 do września 1963 roku przebywał nawet w ich nowicjacie w Pawlikowicach. Zrezygnował jednak z formacji zakonnej, napotykając na trudności w dalszym kształceniu. Jak napisano później w opinii, prawdopodobnie zraził się, gdyż nie udało się go włączyć do grupy seminarzystów kontynuujących naukę w szkole średniej[1]. Michał nie przestał jednak myśleć o kapłaństwie. Chcąc zrealizować swoje pragnienie, podjął pracę na poczcie jako listonosz, a w trybie wieczorowym kończył Liceum Ogólnokształcące w Krośnie. Po zdaniu matury w czerwcu 1966 roku zaraz zapukał do furty przemyskiego Seminarium Duchownego. Choć na świadectwie maturalnym miał aż dziewięć ocen dostatecznych i egzamin wstępny nie wypadł rewelacyjnie, kandydat został przyjęty i w tym samym roku rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne i formację do kapłaństwa diecezjalnego[2].

Kiedy po roku poszedłem w ślady Michała, mogłem go bliżej poznać nie tylko w ramach wspólnej formacji seminaryjnej, ale także podczas wakacji czy ferii świątecznych, jakie przeżywaliśmy w rodzinnej parafii. Z racji słabego przygotowania do studiów wyższych mój kolega miał na początku trudności z nauką. Choć z biegiem lat, dzięki systematycznej pracy, na egzaminach prezentował się coraz lepiej, to jednak nigdy nie należał do grona tych najlepszych. Uważany był za zwyczajnego czy nawet przeciętnego kleryka, który robił to, co do niego należało, nie chcąc się wyróżniać i błyszczeć. Wnet ujawnił się jednak jego talent organizacyjny i gotowość do pracy społecznej, co zostało wyróżnione poprzez uczynienie go duktorem całego kursu już od drugiego roku studiów. Sam mogłem podziwiać jego społeczne zaangażowanie i praktyczne umiejętności przy różnych pracach parafialnych, zwłaszcza w przygotowaniu bożonarodzeniowej szopki czy bożego grobu. Pod koniec seminaryjnej formacji, która ma już bardziej pastoralny charakter, widać było, że z kleryka Michała nie będzie wielkiego teologa, ale prawdziwy duszpasterz. Coraz bardziej pociągała go bowiem teologia praktyczna. Nic dziwnego, że w opinii rektora ks. Michała Jastrzębskiego pojawia się uwaga o jego talencie kaznodziejskim[3], co znajdzie potwierdzenie w jego późniejszej działalności jako rekolekcjonisty i misjonarza.

Skuteczność seminaryjnej formacji ks. Michała Józefczyka dała znać o sobie zaraz na jego pierwszej placówce. Po święceniach kapłańskich w dniu 17 czerwca 1972 roku ks. bp Ignacy Tokarczuk skierował go do pracy w parafii Górno koło Sokołowa Małopolskiego. Neoprezbiter wszedł w nią z całym neofickim zaangażowaniem. A pracy mu nie brakowało. Ponieważ proboszcz ks. Mieczysław Lachor niedomagał na zdrowiu, wikariusz musiał go niejednokrotnie zastąpić. W każdą niedzielę i w pierwsze piątki miesiąca obydwaj regularnie dojeżdżali ze Mszą świętą do kaplicy w Łowisku. Ten dodatkowy obowiązek księży parafii górnieńskiej zaczął się od 28 lutego 1971 roku, kiedy w Łowisku bez zgody władz świeckich udało się przekształcić budynek starej szkoły na dojazdową kaplicę[4]. Do głównych zajęć duszpasterskich ks. Michała należała katechizacja w trzech dojazdowych punktach w Łowisku, Zaborzu i Markowiźnie (ok. 30 godz. tygodniowo), a także duchowa troska o chorych i personel w miejscowym Sanatorium Przeciwgruźliczym. Poza wymienionymi obowiązkami ks. wikariusz wiele czasu poświęcał prowadzeniu ministrantów i amatorskiego teatru. W sprawozdaniu z pracy duszpasterskiej za rok 1972 i 1973 ks. Lachor zanotował: „ministrantów z wielkim oddaniem prowadzi ks. Michał Józefczyk” oraz, że „młodzież skupiona w kółku dramatycznym wystawiła w Górnie i Łowisku Gość nieoczekiwany Kossak-Szczuckiej, Żywot św. Genowefy i misterium Bożonarodzeniowe”[5].

Pomimo tego, że ks. Józefczyk dał się poznać jako niezwykle gorliwy i zaangażowany duszpasterz, po rocznej owocnej pracy w parafii Górno, został przeniesiony przez władzę diecezjalną na nową placówkę. Kiedy po święceniach kapłańskich 23 czerwca 1973 roku przyszedłem na jego miejsce, mogłem na własne oczy widzieć piękne owoce jego zaledwie rocznej pracy w górnieńskiej parafii i słyszeć o nim pochlebne słowa. Nie chcąc zmarnować tego, co zaczęło się rodzić, starałem się kontynuować pracę z ministrantami, a także amatorskim kółkiem dramatycznym. Ponadto udało mi się stworzyć wśród starszej młodzieży szkolnej pierwszą parafialną oazę w ramach Ruchu Światło-Życie[6].

W decyzji niespodziewanego przeniesienia ks. Michała Józefczyka na inną parafię należy widzieć przejaw dalekosiężnych planów duszpasterskich tworzenia nowych parafii w diecezji przemyskiej przez ks. bp. Ignacego Tokarczuka. Przed samym przyjściem ks. Michała do parafii Górno biskup wizytował ją w dniach 5-6 czerwca 1972 roku. W drugim dniu wizytacji przybył też do Łowiska i po Mszy świętej spotkał się z wiernymi, by poznać opinię na temat utworzenia odrębnej parafii. Okazało się, że wierni byli podzieleni w tej kwestii, co potwierdziło późniejsze referendum, choć większość opowiedziała się za oddzieleniem od parafii Górno. Sam proboszcz ks. Lachor był zwolennikiem zbudowania jedynie dojazdowego kościoła, za co został publicznie zaatakowany przy biskupie ordynariuszu. Po jego wizytacji kanonicznej zwolennicy odłączenia się od górnieńskiej parafii nie zrezygnowali z dalszych starań o samodzielność[7]. Sądzę, że w ramach ich kontaktów z bp. Tokarczukiem przekazali mu swą opinię o nowym wikariuszu, że nadaje się do realizacji planu budowania kościoła i tworzenia nowej parafii. Jednak w sytuacji, jaka zaistniała w parafii, ujawniła się mądrość i roztropność pasterza, który odroczył decyzję jej podziału, a po roku zabrał ks. Michała, by w innej parafii dojrzał do realizowania jego duszpasterskich planów.

Owo „dojrzewanie” zaczęło się najpierw w parafii Pstrągowa, która uzyskała pozwolenie na remont starego, drewnianego kościoła. U boku proboszcza ks. Michała Porębskiego dopiero co przybyły wikariusz razem z wiernymi ochoczo zabrał się do pracy. Kiedy po dwóch latach ks. Michał żegnał Pstrągową, mógł radować się tym, że w parafii po „kapitalnym remoncie” pozostawił zupełnie nowy kościół. Docenił to ks. bp Tokarczuk, który przenosząc ks. Józefczyka do Dubiecka, zlecił mu, by jako wikariusz samodzielnie wyremontował kościół w Piątkowej Ruskiej. Kiedy to uczynił, otrzymał nowe zadanie rozbudowania kaplicy w Lipnicy, należącej do parafii Dzikowiec. Przy wsparciu proboszcza ks. Stanisława Sudoła oraz dzięki niezwykłemu zaangażowaniu i ofiarności wiernych ks. Michał szybko wybudował nową świątynię. Dokładnie po dwóch latach od jego przyjścia do Dzikowca w czerwcu 1976 roku w Lipnicy erygowano już parafię. Jej pierwszym proboszczem został ks. Józefczyk, mając wówczas zaledwie sześć lat kapłaństwa. Niedługo dane mu było jednak cieszyć się pracą pośród miłujących go parafian. Biskup ordynariusz miał już dla niego nowe, karkołomne zadanie, jakim było otwarcie „na dziko” punktu sakralnego w Tarnobrzegu. Stało się to faktem 26 maja 1979 roku, kiedy to ks. Michał przy pomocy swych parafian z Lipnicy postawił na osiedlu Serbinów prowizoryczny, drewniany kościół. Taki był początek niezwykle bogatej i dramatycznej 37-letniej epopei rodzenia się i krzepnięcia kościoła i parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnobrzegu. Po upadku komunizmu władze kościelne, wykorzystując do końca autorytet, talenty i możliwości organizacyjne ks. Józefczyka, dodatkowo zlecały mu troskę i nadzór nad budowaniem innych tarnobrzeskich kościołów: Chrystusa Króla, Miłosierdzia Bożego na Dzikowie, św. Barbary na osiedlu Siarkowiec i kaplicy Wszystkich Świętych na cmentarzu w Sobowie. Usuwając się w cień, ks. Michał pokornie wyznaje, że wszystkie jego budowle kościelne były możliwe dzięki życzliwemu zainteresowaniu, towarzyszeniu i materialnej pomocy ks. bp. Ignacego Tokarczuka[8]. Z pewnością nie byłoby ich jednak, gdyby nie jego tytaniczna praca, wiara w sens podejmowanych zadań, niezwykłe zaufanie do biskupa i umiejętność współpracy z ludźmi, by zjednoczyć ich w dziele budowania wspólnoty Kościoła.

Wielkość ks. Michała Józefczyka nie polegała jednak na samym tylko budowaniu nowych kościołów, ale na jego szeroko rozumianej pracy duszpasterskiej. Nie mógł jej w pełni rozwinąć, kiedy musiał przenosić się z jednej placówki na drugą. Ks. Michał dał się dopiero poznać jako charyzmatyczny duszpasterz, kiedy swą posługę kapłańską związał na stałe z tarnobrzeską parafią na Serbinowie. Z bliska nie miałem nigdy okazji zobaczyć jego różnorodnej działalności proboszczowskiej. Jednak już same statystyki ukazują jej niezwykły rozmach i bogactwo. Wystarczy tylko zauważyć ilość różnego rodzaju parafialnych grup, bractw, wspólnot, stowarzyszeń i ruchów kościelnych. Duszpasterskie inicjatywy ks. Józefczyka obejmowały także działalność społeczno-kulturalną, edukacyjną, a zwłaszcza zdrowotną i charytatywną. Wszystko to wymagało nadzwyczajnych zdolności organizacyjnych, umiejętności zarządzania i kierowania, pozyskiwania środków materialnych i ludzi do prowadzenia rozpoczętych dzieł.

Nic dziwnego, że życie ks. Michała było w ciągłym biegu. Sporadycznie spotykałem go w rodzinnej parafii, najczęściej z racji pogrzebów, prymicji, jubileuszy czy większych uroczystości parafialnych. Nigdy nie miał czasu na dłuższy pobyt, rozmowę czy nawet wspólny posiłek. Ciągle wzywały go rozliczne obowiązki parafialne, załatwianie wielu spraw społecznych, zobowiązania misyjne czy rekolekcyjne, podejmowane często w wielu odległych miejscowościach. Ks. Michał był więc ciągle w drodze, ale zawsze do ludzi, którym maksymalnie oddawał swoje siły i czas. Dlatego on nigdy nie miał czasu wyłącznie dla siebie, nawet na relaks i odpoczynek, czy też na pielęgnowanie relacji rodzinnych, kapłańskich, przyjacielskich. On nie dbał o życie w komforcie, będąc zawsze gotowym do rezygnacji z własnych planów na rzecz kapłańskiej posługi. Gorliwość oddania siebie „na przepadłe” ks. Michał zachował do końca życia, aż po granice ludzkiej wytrzymałości. Praca kapłańska nigdy nie przestała być jego pasją. Dlatego do końca zachował świeżość posługi, robiąc jeszcze plany na przyszłość. Umierał z marzeniem stworzenia hospicjum dla chorych na nowotwory.

Niezwykła skuteczność życia i posługi kapłańskiej ks. Michała Józefczyka była wynikiem wielu czynników. Wydaje mi się jednak, że sercem i motorem wszystkich jego poczynań była pasterska miłość, będąca całkowitym darem z siebie w służbie dla ludzi. Tej miłości ks. Michał uczył się od pasterskiej miłości Jezusa Chrystusa, w łączności z Nim, w ciągłej gotowości do naśladowania Go jako swego Mistrza i Pana. A ponieważ jak mówi papież Jan Paweł II w adhortacji Pastores dabo vobis „dar z siebie nie ma granic, bo nosi cechy oddania apostolskiego i misyjnego Chrystusa Dobrego Pasterza” (nr 23), ks. Michał ciągle przekraczał granice swych możliwości. Zawsze czynił to jednak kosztem siebie, nie szukając własnej sławy, tytułów i honorów. Dlatego jego sposób bycia różnił się od innych księży, co budziło ich niezrozumienie i krytykę. Ks. Michał nie przywiązywał jednak wagi do dobrej opinii ludzi za cenę rezygnacji ze swych duszpasterskich planów. On był w nich całkowicie pewny siebie, mając prawdziwie Bożą mądrość i patrząc na wszystko od strony Bożej. Stąd też rodziła się tak wielka skuteczność jego posługi kapłańskiej, umiejętność jednoczenia ludzi wokół Bożych spraw i tworzenia z nich żywej wspólnoty Kościoła. Na koniec z całym przekonaniem chcę powiedzieć, że postać i przykład życia kapłańskiego ks. Michała Józefczyka jest wielkim darem dla Kościoła w Polsce, zwłaszcza dla diecezji przemyskiej i sandomierskiej. Oby nie brakło w nich dalszych inicjatyw, które ukazałyby tego wielkiego sługę Bożego jako wzór dla kapłanów i wiernych w dziele nowej ewangelizacji.

 

Zdjęcia: Internet,

Na kanale Katolickiej Telewizji Serbinów  https://www.youtube.com/watch?v=3NBHctXLQvI można obejrzeć wspomnienie o ks. Józefczyku.

 

 

[1] Archiwum Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu (dalej AWSDPrz), PW-J5.

[2] AWSDPrz, PW-J5.

[3] Tamże.

[4] K. Ożóg, Dzieje parafii Górno 1599-1999, Górno-Rzeszów 1999, s. 173-174.

[5] Archiwum Archidiecezjalne w Przemyślu, TPNS 69/1.

[6] K. Ożóg, Dzieje parafii Górno, s. 212-213.

[7] Tamże, s. 174-175.

[8] Zob. Relacja ks. Michała Józefczyka, w: Non omnis moriar. Abp Ignacy Tokarczuk we wspomnieniach, red. M. Krzysztofiński, Rzeszów-Lwów 2016, s. 177-179.